piątek, 27 listopada 2015

Duch Fishera

Wydarzenia te miały miejsce w Australii i są dobrze znane wśród mieszkańców tej części świata. Historia ta zwykle występuje pod tytułem „Duch Fishera”, a przebieg jej jest następujący:

„Wiele lat temu, wolny osadnik* nazwiskiem John Fisher z powodzeniem uprawiał nadaną mu połać ziemi i było wiadomym, że jest posiadaczem znacznej sumy pieniędzy. Pewnego dnia Fisher wyruszył do miasta na targ, gdzie zwykł naprawiać sprzęt rolniczy i produkować go na sprzedaż. Wtedy widziano go ostatni raz.

Jego znajomi zaczęli go szukać, ale główny pracownik Fishera, a właściwie jego zastępca na farmie, który pracował dla niego od wielu lat, oświadczył, że jego pan opuścił kolonię ze względu na interesy i oczekuje jego powrotu za kilka miesięcy. Ponieważ człowiek ten był znany jako zaufany robotnik Fishera, ludzie uwierzyli w jego słowa, chociaż kilka osób wyrażało zaskoczenie nagłym i sekretnym wyjazdem osadnika.

Czas płynął, a Fishera uznano za zaginionego. W międzyczasie jego zastępca kierował farmą i swobodnie obracał pieniędzmi. Gdy czasami pytano go o właściciela farmy, zdawał się być zaskoczony opóźnieniem jego powrotu i sprawiał wrażenie, że ciągle na niego czeka.
Kilka miesięcy później osadnik z sąsiedztwa wracał do domu z targu. Działo się to w sobotę, późną nocą. Znajdował się właśnie w odległości pół mili od domu Fishera i gdy przejeżdżał obok płotu oddzielającego farmę od drogi, wyraźnie dostrzegł mężczyznę siedzącego na ogrodzeniu. Natychmiast rozpoznał w nim postać oraz cechy swego zaginionego sąsiada. Błyskawicznie zatrzymał się i zawołał go głośno po imieniu, ten jednak zsunął się z ogrodzenia i skierował w stronę domu, drepcząc powoli przez pole w tym kierunku. Osadnik stracił go z oczu w mroku, po czym ponownie ruszył w podróż. Po powrocie powiedział swojej rodzinie i sąsiadom, że widział Fishera i mówił do niego. Tymczasem pracownik Fishera oznajmił, że jego pan jeszcze nie przyjechał. Udawał, że śmieje się z historii opowiedzianej przez osadnika i sugerował, że ten prawdopodobnie za bardzo pofolgował sobie z alkoholem, gdy był na targu.

Owo dziwne zjawienie się Fishera siedzącego na płocie i podążającego w stronę swego domu obudziło jednak podejrzenia wśród sąsiadów, którzy nalegali, by policja natychmiast rozpoczęła szczegółowe dochodzenie.

Grupa śledczych wzięła ze sobą starego i bystrego tubylca. Gdy przemierzali zarośla odkryli polano, na którym zobaczyli ciemną, brązową plamę. Wtedy tubylec zbadał przedmiot i od razu oświadczył, że jest to „krew białego człowieka”, po czym bez żadnego wahania pobiegł w kierunku stawu znajdującego się niedaleko domu. Krążył w przód i w tył w pobliżu stawu jak pies podążający za tropem i wreszcie, wziąwszy drąg od jednego z osadników, wbił go w ziemię w jednym lub w dwu miejscach, po czym dodał: „Biały człowiek jest tutaj”. Miejsce natychmiast rozkopano i odkryto zwłoki, które zidentyfikowano jako szczątki Johna Fishera. Jego czaszka była rozbita. Ciało najwyraźniej zakopano wiele tygodni wcześniej.

Pracownik Fishera został natychmiast aresztowany i osądzony w Sydney. Proces był poszlakowy, jednak dowody okazały się wystarczające, by orzec jego winę, choć człowiek ten zapewniał o swojej niewinności i zachowywał zimną krew. Skazano go na śmierć, a przed egzekucją złożył obszerne wyjaśnienia, w których przyznawał się do winy".

** Przez pierwsze dziesięciolecia osadnictwa europejskiego Australia funkcjonowała jako kolonia karna.

Źródło: H. Carrington, True Ghost Stories, New York 1915


Zobacz też:

wtorek, 17 listopada 2015

Rysa na policzku



Przypadek niniejszy opisano w “Proceedings” Amerykańskiego Towarzystwa Badań Psychicznych, a powagę świadków poświadczyli dr. Hodgson i prof. Royce.

Zjawisko przebiegło następująco:

11 stycznia 1888 r.
Panie! Odpowiadając na Pańską niedawno opublikowaną prośbę o podanie rzeczywistych przypadków fenomenów psychicznych, pragnę przedstawić Panu to oto nadzwyczajne zjawisko, aby poddać je pod rozwagę Waszego znamienitego Towarzystwa. Dołączam doń zapewnienie, że wydarzenie to odcisnęło na mym umyśle piętno większe niż wszystkie inne zdarzenia z mego życia razem wzięte… Nigdy nie byłem lepszego zdrowia, nigdy nie posiadałem bardziej jasnego umysłu niż wtedy, gdy doświadczyłem tego incydentu.
            W 1867 r. moja jedyna siostra, młoda panna osiemnastoletnia, zmarła nieoczekiwanie na cholerę w St. Louis. Byłem do niej bardzo przywiązany i jej odejście mocno mnie dotknęło. W jakiś rok po śmierci siostry zostałem komiwojażerem.
Działo się to w roku 1876, gdy znajdowałem się w podróży na Zachodzie. Przebywałem służbowo w mieście St. Joseph i udałem się do swego pokoju w Pacific House, gdy przysłano [mi] zamówienia, które były niezwykle duże. Z tego powodu byłem radośnie usposobiony, a moje myśli krążyły wokół [tych] zamówień. Nie myślałem o mojej zmarłej siostrze ani w żaden sposób nie rozmyślałem o przeszłości. Działo się to w południe, słońce radośnie oświetlało mój pokój. Byłem zajęty, paliłem cygaro i spisywałem zamówienia, gdy nagle uświadomiłem sobie, że ktoś zasiadł po lewej stronie i położył rękę na stole. Błyskawicznie odwróciłem się i wyraźnie ujrzałem postać mej zmarłej siostry. Przez krótką sekundę lub dwie wprost oglądałem jej twarz i miałem pewność, że to była ona. Podskoczyłem naprzód w zachwycie wzywając jej imię i gdy to uczyniłem, zjawa natychmiast znikła. Oczywiście byłem przestraszony i oniemiały, niemal wątpiąc w me zmyły, lecz cygaro w moich ustach i pióro w dłoni wraz z atramentem, który ciągle pozostawał wilgotny na papierze, przekonały mnie dość, że nie śniłem i byłem ciągle przytomny. Byłem tak blisko, że mogłem ją dotknąć i dostrzegłem wyraz jej twarzy, szczegóły sukienki itd. Wyglądała jak żywa. Oczy miała życzliwe i w pełni naturalne, skóra była zupełnie jak żywa i mogłem oglądać jej jasną cerę. Nie było żadnej zmiany w jej wyglądzie w stosunku do tego, jak wyglądała za życia.
            Potem nadeszło najbardziej znaczące potwierdzenie moich słów, które nie pozostawiło wątpliwości odnośnie tego, co faktycznie przeżyłem. Owa wizyta, czy jak zechce Pan to nazwać, wywarła na mnie tak duże wrażenie, że wsiadłem do następnego pociągu i udałem się do domu. W obecności rodziców i innych osób opisałem to, czego doświadczyłem. Mój ojciec, człowiek o zdrowym rozsądku i bardzo praktyczny skłonny był mnie wyśmiać, gdy dostrzegł z jakim przekonaniem mu o tym opowiadam; lecz również i on był zadziwiony, kiedy powiedziałem mu o jasnej czerwonej linii czy zadrapaniu po prawej stronie twarzy mojej siostry, co wyraźnie dostrzegłem. Kiedy wspomniałem o tym matce, ta stanęła na drżących nogach, prawie omdlała. Gdy tylko wystarczająco odzyskała panowanie nad sobą, łzy spłynęły po jej twarzy i zawołała, że faktycznie ujrzałem mą siostrę. Powiedziała, że żaden żyjący śmiertelnik oprócz niej nie wiedział o zadrapaniu i że to ona je uczyniła, robiąc drobne sprawunki przy zmarłej siostrze […] Ostrożnie ukryła wszystkie ślady drobnego zadrapania za pomocą pudru itp. i nigdy potem nie wspomniała o tym żadnemu człowiekowi... A teraz ujrzałem to zadrapanie tak jasno, jakby dopiero powstało…
Potwierdzenie zeznania otrzymano od ojca i brata narratora; jego matka zmarła w międzyczasie.

Źródło: Hereward Carrington, True Ghost Stories, New York 1915
Zobacz też:

czwartek, 23 lipca 2015

Niezwykły przekaz z zaświatów


W annałach spirytyzmu możemy znaleźć doprawdy zadziwiające historie :). I jak tu nie wierzyć w duchy, jeśli Aleksander Aksakow (1832-1903), wybitny badacz tego tematu i jeden z pionierów parapsychologii, przytacza w swojej książce Animizm i spirytyzm taką oto historię:


Do pani Conant, medium seansującego tylko w kółkach prywatnych, zgłosił się obcy z prośbą o seans, na którym podobno duch jego zmarłego przyjaciela obiecał dać mu dowód swej tożsamości. Na pytanie medium o to, skąd wie, że duch da mu ten dowód, obcy wyjaśnił, że był u innego medium, ale tam duch przyjaciela oznajmił mu, że przez tamto medium nic nie potrafi zdziałać i dlatego właśnie podał mu adres pani Conant.


Zorganizowano więc seans, ale ołówek jedynie pukał po papierze, nic nie pisząc. Pani Conant sądziła już, że seans się nie udał, jednak jej gość oświadczył, że właśnie otrzymał dowód tożsamości, albowiem zmarły był telegrafistą tak samo jak on i przekaz wypukał mu ołówkiem, używając do tego alfabetu Morse’a.


Cyt. za: J. Świtkowski, Okultyzm i magia w świetle parapsychologii, Lwów 1939


Zobacz też:

W młodzieńczym idealizmie człowiek ogląda prawdę… – Albert Schweitzer

Zimne powiewy

Widzenie senne w dniu śmierci przyjaciela




piątek, 19 czerwca 2015

Spirytystyczna nauka o człowieku w życiu codziennym

„Wszystko, co irytuje nas w innych może nas zaprowadzić do zrozumienia samego siebie.” - C. G. Jung

Duchowa ewolucja, która nieprzerwanie wznosi rodzaj ludzki w procesie reinkarnacyjnym, wskazuje, że w każdym z nas w sposób naturalny tkwi potencjał rozwoju: moralnego i intelektualnego; a zatem człowiek posiada w swojej nieśmiertelnej duszy dobro albo przynajmniej zdolność do bycia dobrym.

Jeśli uświadomimy sobie ten fakt, zaczniemy inaczej spoglądać na ludzi, z którymi zetknął nas los. Nawet pobieżna obserwacja naszych relacji pokazuje, że nazbyt często skłaniamy się do przeceniania elementów negatywnych w człowieku, z którym wchodzimy w interakcję. Być może na sto przypadków w dziewięćdziesięciu dziewięciu ktoś zachował się wobec nas uczciwie, ale wystarczy jedno kłamstwo, aby w naszych oczach jego obraz wywrócił się o 180 stopni. A przecież osoba ta pozostała tym samym człowiekiem, jakim była wcześniej – z wszystkimi zaletami i wadami, które wynikły z jej przeszłych doświadczeń.



W świetle spirytystycznej wiedzy o duszy ludzkiej wszyscy, którzy dotąd wydawali się źli, zdeprawowani, obdarzeni złymi nawykami, teraz jawią się po prostu jako zagubieni, czasowo niezdolni do zmiany swojego życia wskutek wewnętrznych lub zewnętrznych uwarunkowań, nieposiadający chęci lub dość silnej woli, żeby tej zmiany dokonać. Wobec powyższego długofalowym zadaniem każdego spirytysty staje się zmiana owych uwarunkowań. Sposoby na to są rozmaite: uczciwe postępowanie bez względu na nieuczciwe otoczenie; dawanie przykładu własną osobą; dobra rada, która pomoże odkryć problem, a nie urazi; rezygnacja z obmowy, plotkarstwa (skłonność tę można usunąć przez pilnowanie się, aby mówić pozytywnie o drugiej osobie zawsze wtedy, kiedy mamy okazję i ochotę, by wypowiadać się o niej negatywnie, jeśli natomiast nie możemy powiedzieć nic dobrego, najlepiej jest milczeć); unikanie możliwości zemsty, odpowiadania złem na zło; gotowość do cierpliwego wysiłku i poświęcenia swego czasu, jeśli tego wymagać będzie sytuacja.

Nie uda nam się jednak zmienić niczego, jeśli nie uwierzymy w człowieka i nie podejmiemy decyzji, by nie przekreślać go, mimo że zawiódł nas swoim postępowaniem. Sami bowiem na jego miejscu oczekiwalibyśmy przebaczenia i drugiej szansy. Nie jest to wiara, która zakłada bycie naiwnym w relacjach międzyludzkich. Jest to wiara, która wynika z odkrycia, że człowiek odpowie dobrem na dobro, jeśli tylko stworzymy mu ku temu możliwości, albowiem taka jest jego natura.

Kilka cytatów, które warto przemyśleć:

•"Gdybyśmy nie doznawali przykrości, doskonalenie się naszego charakteru byłoby niemożliwe. Tylko przez szereg prób, zawodów i rozczarowań, mniej lub więcej widocznych, prowadzi droga do zwycięstw. Chodzi więc tylko o to, ażeby zawód nie przygnębiał, lecz uczył, ożywiał, do nowej szczęśliwszej walki zachęcał" - Julian Ochorowicz, O kształceniu własnego charakteru

•"Gdy jesteśmy w niepewności, czy coś zrobić lub nie, powinniśmy przede wszystkim zadać sobie następujące pytania: 1) Czy to co waham się zrobić, może komuś zaszkodzić? 2) Czy może to być dla kogoś użyteczne? 3) Czy gdyby ktoś uczynił to wobec mnie, byłbym zadowolony? Jeśli dana rzecz dotyczy tylko nas samych, można sprawdzić, czy przeważają korzyści czy nieprzyjemne konsekwencje, które mogą z niej dla nas wyniknąć" - Allan Kardec, Ewangelia według spirytyzmu

•"Nasza kultura ogólnie rzecz biorąc nie zachęca do dzielenia się duszą i emocjonalnej uczciwości. Dlatego ludzie zakładają niezliczone maski, ukrywające ich prawdziwą tożsamość, zamiary i myśli... Problemem jest jednak fakt, iż maski często przywierają do twarzy tak mocno, że nie da się ich zdjąć nawet przed sobą samym, przez co tracimy ogląd rzeczywistości i tkwimy w rolach, które przyjmujemy w życiu" - Andrei Moreira, Leczenie i samouzdrawianie

•"Skargi i przekleństwa, pijaństwo i prostytucja, dzieci bez serca, rodzice bez sumienia, wszystko zło tu się gnieździ, lecz pod tą wstrętną powłoką zawsze to dusza cierpi - siostra nasza godna współczucia i zainteresowania. Wyciągnąć ją z kałuży, oświecić, pomóc w dźwignięciu się i rehabilitacji, jakież to wielkie zadanie! W ogniu miłosierdzia wszystko się oczyszcza" – Leon Denis, Życie po śmierci

ZOBACZ TEŻ:





środa, 17 czerwca 2015

Jak wyglądał seans spirytystyczny



Witajcie. Dziś podzielę się z wami relacją zawierającą opis typowych seansów organizowanych przez belgijskich spirytystów na początku XX wieku. Tekst pochodzi z listu czytelniczki do redakcji czasopisma „Dziwy Życia”, które ukazywało się w Warszawie w latach 1902-1907 i było w całości poświęcone spirytyzmowi oraz badaniom zjawisk parapsychicznych. Powinien zainteresować każdego, kto interesuje się historią mediumizmu i chciałby dowiedzieć się jak wyglądała organizacja seansu spirytystycznego.
Przytoczona relacja jest interesująca także z kilku innych względów: po pierwsze poświadcza, że spirytyzm wyrósł już wtedy z masowej, ale płytkiej fascynacji zjawiskami fizycznymi (materializacje, lewitacje, stukania, wirowanie stołów) i stał się filozofią, która z jednej strony przynosiła ludziom usystematyzowaną wiedzę o świecie duchowym, a z drugiej wspierała ich rozwój moralny. Opis czytelniczki „Dziwów życia” zwraca też uwagę, że spotkania mediumiczne były zawczasu planowane, a poszczególne etapy seansu przebiegały zgodnie z podjętymi wcześniej przygotowaniami. Dzięki temu media oraz prowadzący takie spotkanie mogli nie tylko efektywnie odbierać informacje z zaświatów, ale także sprawnie pomagać cierpiącym duchom, które często manifestowały się poprzez pismo automatyczne bądź psychofonię (mowę).
Winieta dwutygodnika "Dziwy Życia" ukazującego się przed I wojną światową w Warszawie (kliknij, aby powiększyć)

„Szanowny Redaktorze! Czyniąc zadość jego życzeniu pragnęłabym udzielić jak najwięcej szczegółów z seansów w Brukseli, które tak bardzo mnie zainteresowały […]. Na mnie seanse te sprawiły wrażenie czegoś o wiele doskonalszego aniżeli to, co się odbywa u nas. Tam minął chyba już okres tej ciekawości, jaka właściwa jest uczestnikom naszych seansów z objawami fizycznymi. Belgijscy spirytyści traktują całą rzecz jako doktrynę, mającą posłużyć im w moralnym udoskonaleniu się; przekonani są zresztą tak mocno o istnieniu życia pozagrobowego i o widzialnym i dotykalnym stosunku z bezcielesnymi mieszkańcami tamtego świata, że seanse z objawami fizycznymi, takimi jak: poruszanie się przedmiotów, pukania, lewitacja, a nawet materializacja, nie obchodzą ich wcale; zostawiają to, jak powiadają, nowicjuszom, sami zaś oddają się przeważnie studiom w tym kierunku, mającym na celu pożytek moralny swój, a także zeszłych z tego świata, a potrzebujących naszej pomocy.
Każdy więc taki ich seans ma określony z góry cel i charakter. Na każdym podobnym seansie musi być obecny przewodniczący, tzw. moralizator – na usługi duchów potrzebujących rady, ratunku.
Raz w tygodniu w oznaczony dzień i godzinę w Sali Stowarzyszenia, zbiera się posiedzenie składające się z wiernych sprawie i z mediów, których bywa kilka, a czasem i więcej, a nie tylko jedno, jak na seansach u nas.
Seans rozpoczyna się od wspólnego modlitwy, która jednak nie ma mieć znaczenia żadnego z kultów religijnych; następnie odbywa się czytanie, po czym trwa chwila skupienia i ewokacja (wywoływanie) duchów.
Na środku pokoju [znajduje się] duży stół, wokoło którego siedzą media różnego wieku i płci, mając przed sobą ołówki i duży zapas papieru do pisania. Naraz, niektóre z nich zadrżawszy nagle, wpadają w trans i zaczynają mówić nie swoim głosem, lecz duchów wcielonych w nie; inne zdradzają ruchem palców chęć do pisania, więc wkłada im się w ręce ołówki i podsuwa papier; piszą na nim automatycznie w niezwykle gwałtowny i szybki sposób. Siedzący pośrodku stołu moralizator [przewodniczący spotkania] prowadzi ze wszystkimi duchami wcielonymi w media rozmowę po kolei, wypytując je o stan, powód i potrzebę zjawienia się ich na seansie, co nazywa się konsultacją duchową.
Następują zatem, wygłaszane przez usta mediów skargi owych duchów, opowiadania o swych troskach i cierpieniach. Oryginalne jest to, że duchy te nie wiedzą na przykład o tym, że już przestały żyć; wciąż sprzeczają się i stale utrzymują, że jeśli byłyby zmarłymi nie zjawiałyby się tu wcale i nie rozmawiały z obecnymi. Wtedy to moralizator perswaduje im, że twierdzenie ich nie ma żadnej podstawy i stara się przekonać je przedstawiając dowody materialne, i jako że nie posiadają ciała, krwi i kości, a są tylko postaciami fluidycznymi, na dowód tego podaje im fakt, że wchodzą i wychodzą z pokoju wcale nie otwierając drzwi, jak to czyni człowiek żyjący; proponuje im też uderzenie się ręką w drugą rękę lub piersi, czego nie są zdolne uczynić. Wówczas moralizator konkluduje: a [więc] widzisz, że brak ci ciała” itp.
Inne duchy pełne niepokoju pytają: „gdzie jestem, co się ze mną dzieje, dlaczego tak cierpię?” Na to moralizator radzi takiemu duchowi, aby zajrzał do swej przeszłości, w której z pewnością znajdzie się zawsze powód cierpień, dla uniknięcia których daje się duchowi stosowną radę, a tą jest otoczenie szczególną opieką tego, kogo się za życia srodze skrzywdziło. Skoro duch radę tę przyjmie dobrym sercem, zaraz doznaje wielkiej ulgi w swych cierpieniach i wnet rozpoczyna dzieło swej rehabilitacji, a po niejakim czasie nie tylko sam przychodzi dziękować za zbawienne rady, lecz przyprowadza ze sobą i inne duchy. Między duchami trafiają się jednak, jak i u ludzi żyjących, istoty uparte i krnąbrne, niechcące się ukorzyć przed światłem prawdy, zuchwałe względem swego medium, potrząsające nim i ciskające je pod stół. Moralizator, wyczerpawszy wszystkie środki mogące na nie podziałać, każe im wyjść z medium w imię Boga Wszechmogącego, co czynią niezwłocznie i medium wnet powraca do stanu normalnego, a często zaraz opanowywane bywa przez innego ducha o całkiem przeciwnym temperamencie.
Im wrażliwsze są media, tym dokładniej przejmują głos i gesty wcielonych w nie duchów. Często małe dziewczątko przybiera butną postawę i wygłasza nieskromnymi słowami zdania jakiegoś zuchwałego człowieka.
Mediów przy stole, jak to wyżej zaznaczono, siada kilkanaście, a czasami przy każdym medium lokuje się po jednym moralizatorze, co sprawia oryginalny widok. Często się zdarza, że duchy wcielone w media kłócą się z moralizatorami, a nawet biją się z nim, zanim nie zostaną poskromione przez tych pierwszych.
Bywają tu również seanse specjalnie poświęcone chorym, ale to potrzebowałoby dłuższego opisu. Słynne w tym kierunku medium w Belgii to niejaki Antoine le guerrisseur w mieście Jemeppe sur Meuse, który dziennie jakoby przyjmuje kilkuset pacjentów.
Spirytyzm w tej formie jest bardzo rozpowszechniony zwłaszcza w sferach robotniczych. W niemal każdym domu robotników codziennie urządza się podobne seanse. Są tam media o różnym uzdolnieniu: widzące, słyszące na odległość itp. Byłam w kilku takich domach, wszędzie przyjmowano mnie najuprzejmiej; byli to ludzie małego wykształcenia umysłowego, lecz wielkiej wartości moralnej.
U Księżnej Karadii, słynnej propagatorki spirytyzmu, nie byłam, ale dużo o niej słyszałam jako o opiekującej się sprawą i w posiadłości swej Chateau Bovigny z całą uprzejmością goszczącej przybywających do niej spirytystów z całego świata”.
M.Z.
Źródło: „Dziwy życia” 1906, pod red. W. Chłopickiego, nr 92



wtorek, 27 stycznia 2015

Quiz spirytystyczny. Co wiesz o spirytyzmie?

Zachęcam do wypełnienia przygotowanego przeze mnie quizu, dzięki któremu możesz sprawdzić swoją wiedzę o spirytyzmie :)



 Test znajduje się pod tym linkiem:

Uwaga! Pierwsza osoba, która osiągnie maksymalną ilość punktów i prześle mi zrzut ekranu ze swoim wynikiem pod adres cthulhu87@o2.pl, w prezencie otrzyma ode mnie książeczkę autorstwa medium Divaldo Franco, pt. "Chwile medytacji" :)

Powodzenia!


niedziela, 18 stycznia 2015

Zimne powiewy

Przeglądając fora internetowe czasami trafiamy na relacje o domniemanych manifestacjach duchów. Przejawia się w nich wspomnienie „chłodnego powiewu”, „zimnego wiatru”, czemu zwykle ma towarzyszyć odczucie zimna. Na przykład jeden z internautów opisuje, że kiedy nocą gasi światło i kładzie się spać, po pewnym czasie zaczyna silnie odczuwać czyjąś obecność (do tego stopnia, że jest w stanie wskazać palcem miejsce, w którym jakoby znajduje się duch). Dalej dodaje, że czasami odnosi wrażenie „jakby ktoś oddychał nade mną, czuję powiew zimnego oddechu na twarzy, mimo że okno mam zamknięte, z dala od łóżka, a w pokoju mam ciepło”.

Drugi przypadek, opisany na forum o zjawiskach paranormalnych, dotyczy amatorskiej próby kontaktu z duchami: „Otóż, ostatnio będąc wraz ze znajomymi rozmawialiśmy na temat duchów [...]  ktoś zaproponował, by z takowym porozmawiać. Pomysł został entuzjastycznie przyjęty. Zostało rzuconych parę słów do owego ducha, by ten ukazał się […] Siedzieliśmy wspólnie w całkowitej ciemności oczekując jakichś efektów. Po pewnym czasie jedna z koleżanek zaczęła drżeć. Następnie ja poczułem jakby powiew chłodnego wiatru i sam zacząłem drżeć z zimna. Wszyscy czuli ten okropny chłód, choć będąc w tym pomieszczeniu nie powinniśmy go w ogóle odczuwać”.

 Jak się okazuje, powiewy i chłód nie są niczym nowym w podobnych przypadkach, a zbieżność relacji sugeruje, że nie chodzi wyłącznie o autosugestię obserwatorów. Jeśli sięgnąć do historii badań mediumicznych, znajdziemy tam opisy podane przez poważnych badaczy, którzy wielokrotnie wspominali o chłodnym powiewie, towarzyszącym seansom mediumicznym. W literaturze zjawisko to określa się mianem „soffio freddo”.

Czym jest zimny powiew?

Soffio freddo (wł.), czyli zimny powiew, opisywał już prof. William Crookes w XIX wieku. W jednym ze swoich sprawozdań wspominał, że „ruch stołu [na seansie, w obecności medium] poprzedzał zazwyczaj chłodny powiew powietrza, które niekiedy ma symptomy prawdziwego wiatru”. Powiew ten swoją siłą unosił papiery i powodował obniżenie temperatury w pomieszczeniu.

Obserwacje Crookesa potwierdził rosyjski chemik i badacz mediumizmu prof. Aleksander Butlerow. Chcąc sprawdzić, czy zmiany temperatury na seansach można zmierzyć termometrem, w trakcie posiedzeń prosił manifestujące się duchy o zmniejszenie temperatury w pomieszczeniu. W rezultacie stwierdził obniżenie jej aż o 4° C, a towarzyszył temu właśnie chłodny powiew.

„Soffio freddo” opisywał także polski uczony Julian Ochorowicz: „Gdy zjawiska mają się zacząć, albo też i całkiem samodzielnie podczas zjawisk - wspominał - występuje między nimi dający się czuć dokładnie po rękach i po twarzy powiew chłodny, bardzo podobny do tego, jaki odczuć można zbliżając rękę do machiny elektrostatycznej w ruchu[…]”. Ochorowicz zauważył, że odczucie chłodnego powiewu występuje także w czasie magnetyzowania (dziś nazywamy je raczej bioenergoterapią): „Są głowy, z których wieje jak z piwnicy; są nogi (wyczerpane) koło których, gdy magnetyzer zdrów i silny trzyma swoje nogi, odczuwa z nich chłód, dochodzący niekiedy do przykrego i długotrwałego drżenia”.

Zimny powiew  towarzyszył także zjawiskom fizycznego mediumizmu, występującym w obecności mediów Henry’ego Slade’a i Eusapii Palladino. Polski badacz zanotował kilka interesujących obserwacji tego fenomenu: „Rożne osoby, a niekiedy i ja sam, czuliśmy ów chłodny powiew po ręku – ale zaślepienie, właściwe wszelkim szkolnym edukacjom, kazało mi raczej przypuszczać, iż jest to tylko subiektywne złudzenie – i przestałem się nim zajmować. Gdym w roku 1884 lub 1885 asystował przy eksperymentach Slade’a w Paryżu w domu hrabiostwa de V., nie dowierzając wszystkich innym objawom, byłem jednak zaintrygowany tym jednym, że w chwili, gdy tabliczka cyfrowa miała przejść pod stołem z ręki Slade’a do mojej, uczułem wyraźne wianie. Zastanowiło mnie to, ale w końcu pomyślałem sobie, że mógł mieć jakiś mieszek ukryty – i znów przestałem o tym myśleć. Dopiero gdy w naszych ściślejszych doświadczeniach z Eusapią zaczął nad nami przebiegać ów soffio freddo, doszedłem ostatecznie do przekonania, że to jest zjawisko przedmiotowe […]”.

Ochorowicz próbował wyjaśnić to zjawisko „zmianą gęstości” eteru, w oparciu o znane mu koncepcje fizykalne z przełomu XIX i XX stulecia. Współczesna nauka odrzuca jednak koncepcję eteru kosmicznego, a więc zagadka pozostaje nierozwiązana…

Jeśli faktem jest, że zimne powiewy faktycznie towarzyszą niekiedy manifestacjom duchów, spirytyści skłonni są uważać, że jak każde fizyczne zjawiska mediumiczne, te także prawdopodobnie powodowane są przez duchy niższego rzędu. 

Zobacz też:

* Rozróżnianie duchów dobrych i złych
* Widzenie senne w dniu śmierci przyjaciela